Ruin powrót do natury
Natura wytrwale odzyskuje przestrzeń kiedyś zagarniętą jej
przez człowieka. W szczególny sposób dostrzegalne jest to w miejskich ruinach. Tutaj
proces ten wspomagany intensywnie przez człowieka, przebiega zazwyczaj bardzo
szybko. Na wsi proces przebiega podobnie, istnieje jednak w innej skali i
postępuje nieco odmiennymi mimo wszystko ścieżkami. Bliższymi naturalnego rozkładu
rzeczy. Tutaj ingerencja człowieka jest przeprowadzana na skalę dużo mniejszą,
z dużo mniejszą intensywnością. Docelowy wynik jest zawsze ten sam:
cywilizacyjny i techniczny wpływ człowieka zanika. Zwycięża matka natura krok
po kroku przywracając pierwotny stan temu, co z takim wysiłkiem człowiek
próbował w danym miejscu zamanifestować. Przywrócona zostaje dawna równowaga.
Zazwyczaj. Nie bez znaczenia bowiem jest charakter zmian dokonanych na
pierwotnej tkance ziemi. Bywa, że są to zmiany chorobliwe, śmiertelne i powrót
do oryginalnej postaci miejsca jest już niemożliwy. Wówczas przyroda ożywiona
wraz z siłami natury poszukują innych dróg odzyskania ziem straconych.
Powiedzieć na samym początku trzeba sobie jedno: są to
miejsca dzikie i niebezpieczne. Absolutnie odradzam ich penetrowanie na własną
rękę. Ryzyko nie jest warte utraty życia czy nabawienia się kalectwa. A tak
może się owa przygoda skończyć przy odrobinie ledwo braku uwagi. Niestety nie
brakuje przeróżnej maści kretynów z brawurą szalejących w takich miejscach
opanowanych amokiem własnej głupoty. Nie jest to jednak ani dzikość pierwotnej
puszczy ani niebezpieczeństwo nieposkromionej przyrody. Tutaj zagrożenia są
dwojakiego rodzaju.
Po pierwsze ruiny były kiedyś wzniesionymi ludzką ręką
budowlami. Czas, słonce, deszcz i mróz poczyniły w nich wyłomy. Nierzadko
dzieło zniszczenia nosi znamiona ludzkiej destruktywności. Tak, czy inaczej
trzeba uważać. Bardzo uważać. Przede wszystkim uważać. Nieustannie uważać. Uważać
na każdy krok. Zarówno na to, co pod stopami, jak i na to, co nad głową. Trzeba
każdy krok stawiać świadomie i z namysłem. Z rozwagą. Zbadawszy uprzednio, na
ile to możliwe, na czym się ów krok pragnie postawić oraz czy gdy już
przeniesiemy w dane miejsce swój własny często niemały ciężar, zostanie on
przez to, co mieni nam się jako trwałe i stabilne (lub chwiejne i zdradliwe),
zostanie w danym miejscu utrzymany, czy też wywoła to lawinę nieprzewidywalnie
niemiłych następstw. Tak, zdecydowanie trzeba uważać. Dla własnego dobra. Dla
własnego zdrowia. Dla zachowania własnego życia.
W lesie sprawa jest jasna. Masz do dyspozycji drogę,
ścieżkę, ścieżynkę, szlak wędrowny wydeptany przez zamieszkujące tutaj
zwierzęta. Może być mokro, ślisko, ale bezpiecznie i stabilnie. W każdym razie
przewidywalnie. Stosunkowo łatwo da się przewidzieć: dam radę (lub nie) tędy
przejść. W ruinach inaczej. To co widzisz skrywać może przed twymi oczami wiele
z tego co się tam czai, a czego nie widzisz. Łatwo można stracić grunt pod
nogami. Coś może się przechylić, zarwać, złamać, zapaść. I pojęcia nie masz, co
cię czeka pod spodem. Co się przed tobą skrywało. Ani czym się to skończy. Oby
niczym groźnym. Oby skończyło się to na strachu i co najwyżej lekkich
otarciach. Łatwo ulec złudzeniu. Podobnie jak w górach, łatwo przecenić własne
siły i le rozeznać sytuację. Trzeba zatem uważać.
Co jednak, jeśli to, co zdawało się być jedynie porosłą
mchem i trawą bezdrzewną połacią nagle zawala się i wpadasz w jakąś ciemną,
wilgotną i przede wszystkim zdecydowanie zbyt głęboką piwnicę? Co wtedy? Jak
się wydostać? I na co wpadniesz? Tak, ostrożność to podstawa przy eksploracji
ruin. Szczególnie, gdy zapuszczasz się tam samemu.
Po drugie, niebezpieczeństwo płynie ze strony wszelkich
zanieczyszczeń, jakie na miejscu napotkać można. Stojąca woda jest rajem dla
wszelakich bakterii żywiących się wszelkim truchłem, jakie si w tej wodzie
rozkłada. Bywa, że dane miejsce zanieczyszczone jest chemikaliami
przemysłowymi. Albo pyłem azbestowym. Albo promieniowaniem. Itd. Itp.
Kusi, nęci , wabi i jak tu się oprzeć?
No ta, ale to co? Nie iść? Jak tu nie iść, skoro nęci! Skoro
wabi! Więc idziesz. Oczy masz dookoła stóp. Badasz z nieufnością każdy skrawek
podłoża. A tu trach?! Dostajesz – jak to mawiają – po łbie. Ot zapomniałeś o
tym, co pod tobą. A i to, co w górze wygląda jeszcze mniej zachęcająco. Nie
zauważyłeś dziury i ciach – noga skręcona. Nie schyliłeś się – łup czołem w
belkę. Za wcześnieś się wyprostował – bum w głowę i guz gotowy. A gwoździe, a
szkło rozsypane, a schody spróchniałe, a podłoga się zapada…
Za to jakie to wszystko urokliwie. Jak fotogenicznie! Jak tu
tajemniczo. Jak niezwyczajnie. Jakżeż nieprzeciętnie. Ściana, którą właśnie
mijasz, wydaje się trzymać w pionie wbrew prawom natury i byle powiew wiatru
może okazać się tym, który właśnie przyczyni się do jej zawalenia. A jak nie
wiatr, to rosnące obok drzewo właśnie przez wiatr rozbujane. Albo będziesz to
ty w momencie, gdy poślizgnąwszy się na stercie rupieci właśnie próbujesz nie
stracić równowagi. I trach! Ściana leci. Mogłaby równie dobrze polecieć w
przeciwną stronę. Ale gdzie tam. Ona upiera się, aby spaść na ciebie. Aby
pogrzebać cię w stercie luźnych cegieł. Zdecydowanie trzeba uważać, o co się
człowiek zamierza w ruinach oprzeć i czego przytrzymać. Lepiej nie ufać tutaj
niczemu. Tak z zasady. Oczy dookoła, a na dodatek na stopach i czubku głowy.
Trzeba uważać.
Wszystko od szczegółu
2011-04-06
Poznań
w nim motyw zarodni
czas miejsce osoba
przedświt zdarzenia
serce poryw łza
radość uśmiech
gdzieś trzeba się
jakoś zahaczyć
ogólnie o rzeczach ogólnych
można tylko banalne banialuki
to jak wędrówka jest
która skądś dokądś po coś
a nawet jeśli po nic
zwyczajne błądzenie
to i tak w ostateczności
tylko w niektórych
jesteśmy miejscach
innym nie było dane nas
gościć obecnością swą
i nawet jeśli tak zwane wszystko
jest ponoć ważne
nie napiszę przecież
o wszystkim na wszelkie
możliwie niemożliwe sposoby
Adam Gabriel Grzelązka
Właśnie. Stopy. Skoro mowa o stopach, powiedzmy słowo o
stropach. Każdy budynek ma lub miał kiedyś jakiś strop. Niektóre zachowały
jeszcze jakieś ich szczątki. Pozostają jeszcze jakieś tam stropy. Albo to, co z
nich pozostało. Szczątki. To, co z nich zwisa. To, przez co niebo wygląda
całkiem malowniczo, a wpadające światło sprawia, że nie jest tutaj przynajmniej
tak bardzo mrocznie. Niepodobna wprost ocenić, ile rozpostarty nad tobą sufit
zdoła jeszcze wytrzymać. Oczywiście jakimś cudem jest tak, że póki tu w ogóle
nie zaglądasz, nic się od lat nie przewraca, nic nie zawala, nic nie zapada.
Gdy jednak tylko zapuszczasz się w ten jakżeż fascynujący świat, wszystko
wydaje się sprzymierzać się przeciwko tobie. Właśnie dziś jakaś piwnica
postanawia ujawnić się światu. Właśnie teraz obrywa się resztka zapadniętego
dachu.
Mimo to miejsce fascynuje,
zaprasza i przyciąga niczym magnes. Istny raj dla łowców zdjęć. Dla fascynatów
eksploracji śladów przemijającej cywilizacji. Warto tu przychodzić, warto
odwiedzać. Szukać takich miejsc i nawiedzać je, nim przeminą znikając pod ciosami
sił natury lub zrównane buldożerami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz