sobota, 5 marca 2016

Ruin urok dyskretny

Ruin powrót do natury


Natura wytrwale odzyskuje przestrzeń kiedyś zagarniętą jej przez człowieka. W szczególny sposób dostrzegalne jest to w miejskich ruinach. Tutaj proces ten wspomagany intensywnie przez człowieka, przebiega zazwyczaj bardzo szybko. Na wsi proces przebiega podobnie, istnieje jednak w innej skali i postępuje nieco odmiennymi mimo wszystko ścieżkami. Bliższymi naturalnego rozkładu rzeczy. Tutaj ingerencja człowieka jest przeprowadzana na skalę dużo mniejszą, z dużo mniejszą intensywnością. Docelowy wynik jest zawsze ten sam: cywilizacyjny i techniczny wpływ człowieka zanika. Zwycięża matka natura krok po kroku przywracając pierwotny stan temu, co z takim wysiłkiem człowiek próbował w danym miejscu zamanifestować. Przywrócona zostaje dawna równowaga. Zazwyczaj. Nie bez znaczenia bowiem jest charakter zmian dokonanych na pierwotnej tkance ziemi. Bywa, że są to zmiany chorobliwe, śmiertelne i powrót do oryginalnej postaci miejsca jest już niemożliwy. Wówczas przyroda ożywiona wraz z siłami natury poszukują innych dróg odzyskania ziem straconych.


Powiedzieć na samym początku trzeba sobie jedno: są to miejsca dzikie i niebezpieczne. Absolutnie odradzam ich penetrowanie na własną rękę. Ryzyko nie jest warte utraty życia czy nabawienia się kalectwa. A tak może się owa przygoda skończyć przy odrobinie ledwo braku uwagi. Niestety nie brakuje przeróżnej maści kretynów z brawurą szalejących w takich miejscach opanowanych amokiem własnej głupoty. Nie jest to jednak ani dzikość pierwotnej puszczy ani niebezpieczeństwo nieposkromionej przyrody. Tutaj zagrożenia są dwojakiego rodzaju.

Po pierwsze ruiny były kiedyś wzniesionymi ludzką ręką budowlami. Czas, słonce, deszcz i mróz poczyniły w nich wyłomy. Nierzadko dzieło zniszczenia nosi znamiona ludzkiej destruktywności. Tak, czy inaczej trzeba uważać. Bardzo uważać. Przede wszystkim uważać. Nieustannie uważać. Uważać na każdy krok. Zarówno na to, co pod stopami, jak i na to, co nad głową. Trzeba każdy krok stawiać świadomie i z namysłem. Z rozwagą. Zbadawszy uprzednio, na ile to możliwe, na czym się ów krok pragnie postawić oraz czy gdy już przeniesiemy w dane miejsce swój własny często niemały ciężar, zostanie on przez to, co mieni nam się jako trwałe i stabilne (lub chwiejne i zdradliwe), zostanie w danym miejscu utrzymany, czy też wywoła to lawinę nieprzewidywalnie niemiłych następstw. Tak, zdecydowanie trzeba uważać. Dla własnego dobra. Dla własnego zdrowia. Dla zachowania własnego życia.

W lesie sprawa jest jasna. Masz do dyspozycji drogę, ścieżkę, ścieżynkę, szlak wędrowny wydeptany przez zamieszkujące tutaj zwierzęta. Może być mokro, ślisko, ale bezpiecznie i stabilnie. W każdym razie przewidywalnie. Stosunkowo łatwo da się przewidzieć: dam radę (lub nie) tędy przejść. W ruinach inaczej. To co widzisz skrywać może przed twymi oczami wiele z tego co się tam czai, a czego nie widzisz. Łatwo można stracić grunt pod nogami. Coś może się przechylić, zarwać, złamać, zapaść. I pojęcia nie masz, co cię czeka pod spodem. Co się przed tobą skrywało. Ani czym się to skończy. Oby niczym groźnym. Oby skończyło się to na strachu i co najwyżej lekkich otarciach. Łatwo ulec złudzeniu. Podobnie jak w górach, łatwo przecenić własne siły i le rozeznać sytuację. Trzeba zatem uważać.

Co jednak, jeśli to, co zdawało się być jedynie porosłą mchem i trawą bezdrzewną połacią nagle zawala się i wpadasz w jakąś ciemną, wilgotną i przede wszystkim zdecydowanie zbyt głęboką piwnicę? Co wtedy? Jak się wydostać? I na co wpadniesz? Tak, ostrożność to podstawa przy eksploracji ruin. Szczególnie, gdy zapuszczasz się tam samemu.

Po drugie, niebezpieczeństwo płynie ze strony wszelkich zanieczyszczeń, jakie na miejscu napotkać można. Stojąca woda jest rajem dla wszelakich bakterii żywiących się wszelkim truchłem, jakie si w tej wodzie rozkłada. Bywa, że dane miejsce zanieczyszczone jest chemikaliami przemysłowymi. Albo pyłem azbestowym. Albo promieniowaniem. Itd. Itp.

Kusi, nęci , wabi i jak tu się oprzeć?


No ta, ale to co? Nie iść? Jak tu nie iść, skoro nęci! Skoro wabi! Więc idziesz. Oczy masz dookoła stóp. Badasz z nieufnością każdy skrawek podłoża. A tu trach?! Dostajesz – jak to mawiają – po łbie. Ot zapomniałeś o tym, co pod tobą. A i to, co w górze wygląda jeszcze mniej zachęcająco. Nie zauważyłeś dziury i ciach – noga skręcona. Nie schyliłeś się – łup czołem w belkę. Za wcześnieś się wyprostował – bum w głowę i guz gotowy. A gwoździe, a szkło rozsypane, a schody spróchniałe, a podłoga się zapada…

Za to jakie to wszystko urokliwie. Jak fotogenicznie! Jak tu tajemniczo. Jak niezwyczajnie. Jakżeż nieprzeciętnie. Ściana, którą właśnie mijasz, wydaje się trzymać w pionie wbrew prawom natury i byle powiew wiatru może okazać się tym, który właśnie przyczyni się do jej zawalenia. A jak nie wiatr, to rosnące obok drzewo właśnie przez wiatr rozbujane. Albo będziesz to ty w momencie, gdy poślizgnąwszy się na stercie rupieci właśnie próbujesz nie stracić równowagi. I trach! Ściana leci. Mogłaby równie dobrze polecieć w przeciwną stronę. Ale gdzie tam. Ona upiera się, aby spaść na ciebie. Aby pogrzebać cię w stercie luźnych cegieł. Zdecydowanie trzeba uważać, o co się człowiek zamierza w ruinach oprzeć i czego przytrzymać. Lepiej nie ufać tutaj niczemu. Tak z zasady. Oczy dookoła, a na dodatek na stopach i czubku głowy. Trzeba uważać.

Wszystko od szczegółu

2011-04-06
Poznań

w nim motyw zarodni
czas miejsce osoba
przedświt zdarzenia
serce poryw łza
radość uśmiech
gdzieś trzeba się
jakoś zahaczyć
ogólnie o rzeczach ogólnych
można tylko banalne banialuki
to jak wędrówka jest
która skądś dokądś po coś
a nawet jeśli po nic
zwyczajne błądzenie
to i tak w ostateczności
tylko w niektórych
jesteśmy miejscach
innym nie było dane nas
gościć obecnością swą
i nawet jeśli tak zwane wszystko
jest ponoć ważne
nie napiszę przecież
o wszystkim na wszelkie
możliwie niemożliwe sposoby
Adam Gabriel Grzelązka

Właśnie. Stopy. Skoro mowa o stopach, powiedzmy słowo o stropach. Każdy budynek ma lub miał kiedyś jakiś strop. Niektóre zachowały jeszcze jakieś ich szczątki. Pozostają jeszcze jakieś tam stropy. Albo to, co z nich pozostało. Szczątki. To, co z nich zwisa. To, przez co niebo wygląda całkiem malowniczo, a wpadające światło sprawia, że nie jest tutaj przynajmniej tak bardzo mrocznie. Niepodobna wprost ocenić, ile rozpostarty nad tobą sufit zdoła jeszcze wytrzymać. Oczywiście jakimś cudem jest tak, że póki tu w ogóle nie zaglądasz, nic się od lat nie przewraca, nic nie zawala, nic nie zapada. Gdy jednak tylko zapuszczasz się w ten jakżeż fascynujący świat, wszystko wydaje się sprzymierzać się przeciwko tobie. Właśnie dziś jakaś piwnica postanawia ujawnić się światu. Właśnie teraz obrywa się resztka zapadniętego dachu.

Mimo to miejsce fascynuje, zaprasza i przyciąga niczym magnes. Istny raj dla łowców zdjęć. Dla fascynatów eksploracji śladów przemijającej cywilizacji. Warto tu przychodzić, warto odwiedzać. Szukać takich miejsc i nawiedzać je, nim przeminą znikając pod ciosami sił natury lub zrównane buldożerami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz